23 czerwca 2011

Ósma audycja- Blues(cz.I)

"God Don't Never Change" Blind Willie Johnson (1929)

 
Jak bardzo blues jest nam daleki...Można by nawet stwierdzić, że nie jest do końca odkryty. Oczywiście możemy gdybać, że ta wspaniała fundamentalna muzyka powstała pod koniec XIX w, ale nigdy nie odnajdziemy początku tych korzeni.

Pomijając muzykę czysto afrykańsko-plemienną, pomówmy o muzyce tworzonej już w niewoli, w więzieniach i w ubóstwie. 
Dziś chciałabym się skupić na częstym sporze, czy dyskusji: czy blues musi być smutny?

"Jersey Bull Blues" Charley Patton, 1934


Pierwotny blues z pewnością był smutny jak i wesoły. Niektóre utwory są wyładowaniem emocjonalnym, pełne gniewu i żalu, a niektóre są odskocznią od tych negatywnych odczuć. 

Skupmy się na początku na dwóch z wielu form, z których ukształtował się blues. Work songs, czyli pieśniach wykonywanych przez czarnoskórych niewolników przy pracy i prison songs, podobne do pieśni pracy, tylko, że śpiewane w więzieniach. Są to główne przykłady na to, że blues bywa rozpaczliwy, czy przygnębiający. Doskonałym przykładem jest utwór Negro Prison Songs / "Rosie"1947 [RARE]  , który ma w sobie coś przeraźliwie energetycznego i gniewnego.
W następnym utworze usłyszymy styl call and response: Go Down Old Hannah.Texas Prison Camp
Jednak bluesmani nie śpiewają tylko o przygnębiających sprawach, jakie ich otaczały. Chętnie opisywali emocje, miłość, stosunki damsko-męskie, tym bardziej w erotycznym znaczeniu. Nawet o hazardzie, o którym śpiewa Robert Johnson w Little queen of spades

Czy osoba w dzisiejszych czasach, nieżyjąca w nędzy, która nie spotyka się z rasizmem, może szczerze grać, tworzyć bluesa? Oczywiście znamy Johna Mayalla, Erica Claptona i wielu innych..Lecz mówię jednak o zespołach nowego pokolenia, zespołach, które chcą grać fundamentalnego bluesa.
Jak pewnie większość, byłam zdania, że tylko stary, korzenny blues jest tym "poprawnym", ale wciąż młode, dzisiejsze zespoły mnie zaskakują. Gdy "dałam szanse" bluesowi z tego wieku, moje pierwotne przekonania stały się nieistotne.
Wspaniałym przykładem jest zespół Moreland & Arbuckle 
Grupa składa się z trzech muzyków: gitarzysta Aaron Moreland, wokalista i harmonijkarz Dustin Arbuckle i perkusista Brad Horner. Pewnie od razu nasuwa Wam się bardzo błyskotliwe pytanie, a co z basistą? Wyjaśnia to sam gitarzysta, w jednym z wywiadów: "Choć z basistami zawsze mieliśmy problem: trudno było znaleźć dobrego, a jak już się raz udało, to szybko od nas odszedł. Wtedy zdecydowaliśmy, że będziemy grali bez basisty." Aby wypełnić pustkę, spowodowaną brakiem basisty, gitarzysta Aaron pełni podwójną rolę w zespole.  Muzyk używa dwóch wzmacniaczy. Jedną strunę podłącza do wzmacniacza basowego, a pozostałe przez gitarowy. Robi jednak to tylko wtedy, gdy używa gitary zrobionej z pudełka od cygar.
                                              zdjęcie poniżej przedstawia tę właśnie gitarę:

Gdy pierwszy raz usłyszałam Moreland & Arbuckle, byłam mile zaskoczona. Z tego zespołu aż kapie stary, dobry blues. Posłuchajmy energicznego, bluesowego, prosto ze stanu Kansas utworu 

"Jumper on the Line"
Gdy zamknę oczy, słuchając ich piosenek na pewno nie wyobrażam sobie białego wokalisty. Jest on dowodem na to, że dzisiejsze czasy potrafią dać światu kolejne legendy. A ja, jestem dumna, że mogę obserwować ich rozkwit.


Zdjęcia udostępniłam dzięki uprzejmości Piotra Łukasiewicza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz