Wspólne bluesowanie, reinterpretowanie znanych utworów...
W dzisiejszej audycji chciałabym przedstawić Wam zespół z Krakowa-Krecią Robotę, a dokładnie ich debiutancki album"Hej nie bój się".
Płyta nie zalicza się do projektów eksperymentujących z różnymi stylami muzycznymi, jest to raczej album posiadający ciekawie wykonane covery i niebanalne, autorskie aranżacje.
Dobrym posunięciem jest sięgnięcie po znane i sprawdzone utwory, tym bardziej na debiutanckim albumie, jednocześnie jednak jest to pewne utrudnienie dla nas w poznawaniu artystów.
Przykładem piosenki, będącej interpretacją Kreciej Roboty jest rozpoczynający płytę, cover utworu The Rolling Stones- "Dead Flowers". Muzycy nadali mu pewnej lekkości, co tylko bardziej przybliżyło go do gatunku country.
Tytułowa piosenka "Hej nie bój się", jak najbardziej spełnia wymagane od singla kryteria. Blues-rockowe brzmienie utworu wpada w ucho i nadaje się do promowania płyty.
Artyści podjęli się wielkiego wyzwania, scoverowania utworu króla Rock'n'rolla, mowa o piosence "All shook up" Elivsa Presley`a.
Może i jest to ryzyko dla debiutantów, ale Krecia Robota to zespół doświadczonych muzyków. Bogusław Mietniowski, Marcin Sonnenberg i Maciej Kłeczek-znani są z bluesowej formacji- The Cooks, a Adam Stępniowski, jak na młodego muzyka zdążył już wykazać się swoimi umiejętnościami, np. w duecie NEON.
Oczywiście nie mogłoby się obejść bez skocznie-fortepianowego utworu na bluesowo-rock'n'roll-owej płycie, którym jest "Boogie Woogie Etiuda" nadająca albumowi chicagowskiego klimatu.
Słuchając płyty czekałam z utęsknieniem na typowy, bluesowy akcent, jakim jest harmonijka. Wreszcie przyszedł na nią czas, w piosence "Born in Chicago". Grą uraczył nas Piotr Filimowski. Nie jest to kolejny cover nic nieróżniący się od oryginału, a bardziej dynamiczna i odświeżona wersja piosenki Gravenitesa.
Oprócz skocznych, bluesowo-rockowych numerów, są też te melancholijne. Jednym z nich, jest siódmy utwór "Pończocha z niewielkim śladem zażenowania". Napełniony jest gitarowym graniem, który doskonale łączy się z dźwiękami saksofonu Marka Batorskiego.
Tworzenie muzyki to również zabawa i podejście do wszystkiego z lekkim dystansem. Utwór "Wstaje rano bezboleśnie" jest dowodem żartobliwości muzyków jak i umiejętności stworzenia czegoś mniej serio.
Płyta "Hej nie bój się" nie jest poszukiwaniem nowych brzmień, lecz przyzwoitym graniem, pozostawiającym miły posmak bluesa. Muzycy z Krakowa utrzymują przyjemny klimat, do którego chce się i na pewno warto wracać.
Dobrym posunięciem jest sięgnięcie po znane i sprawdzone utwory, tym bardziej na debiutanckim albumie, jednocześnie jednak jest to pewne utrudnienie dla nas w poznawaniu artystów.
Przykładem piosenki, będącej interpretacją Kreciej Roboty jest rozpoczynający płytę, cover utworu The Rolling Stones- "Dead Flowers". Muzycy nadali mu pewnej lekkości, co tylko bardziej przybliżyło go do gatunku country.
Tytułowa piosenka "Hej nie bój się", jak najbardziej spełnia wymagane od singla kryteria. Blues-rockowe brzmienie utworu wpada w ucho i nadaje się do promowania płyty.
Artyści podjęli się wielkiego wyzwania, scoverowania utworu króla Rock'n'rolla, mowa o piosence "All shook up" Elivsa Presley`a.
Może i jest to ryzyko dla debiutantów, ale Krecia Robota to zespół doświadczonych muzyków. Bogusław Mietniowski, Marcin Sonnenberg i Maciej Kłeczek-znani są z bluesowej formacji- The Cooks, a Adam Stępniowski, jak na młodego muzyka zdążył już wykazać się swoimi umiejętnościami, np. w duecie NEON.
Oczywiście nie mogłoby się obejść bez skocznie-fortepianowego utworu na bluesowo-rock'n'roll-owej płycie, którym jest "Boogie Woogie Etiuda" nadająca albumowi chicagowskiego klimatu.
Słuchając płyty czekałam z utęsknieniem na typowy, bluesowy akcent, jakim jest harmonijka. Wreszcie przyszedł na nią czas, w piosence "Born in Chicago". Grą uraczył nas Piotr Filimowski. Nie jest to kolejny cover nic nieróżniący się od oryginału, a bardziej dynamiczna i odświeżona wersja piosenki Gravenitesa.
Oprócz skocznych, bluesowo-rockowych numerów, są też te melancholijne. Jednym z nich, jest siódmy utwór "Pończocha z niewielkim śladem zażenowania". Napełniony jest gitarowym graniem, który doskonale łączy się z dźwiękami saksofonu Marka Batorskiego.
Tworzenie muzyki to również zabawa i podejście do wszystkiego z lekkim dystansem. Utwór "Wstaje rano bezboleśnie" jest dowodem żartobliwości muzyków jak i umiejętności stworzenia czegoś mniej serio.
Płyta "Hej nie bój się" nie jest poszukiwaniem nowych brzmień, lecz przyzwoitym graniem, pozostawiającym miły posmak bluesa. Muzycy z Krakowa utrzymują przyjemny klimat, do którego chce się i na pewno warto wracać.
Witam! Przeczytałem i...jestem rozczarowany. Jak na profesjonalną recenzję przystało, zbyt dużo zachowawczości i "słodkości" pod adresem kapeli. Naturalnie mam świadomość, iż są to subiektywne odczucia autorki, która mniemam ma doświadczenie( czyt. jest osłuchana) i zna się na muzyce, i wie co pisze. Ale do rzeczy- w w/w recenzji brakuje konstruktywnej( pragnę podkreślić to słowo- konstruktywnej, nie złośliwej) krytyki, która zdopingowałaby i zmobilizowałaby muzyków do dalszego rozwoju. Czytając odniosłem wrażenie, iż zespół zapłacił za pozytywna przychylną recenzję( żart:) Ale, już poważnie w mej opinii utwór tytułowy absolutnie nie nadaje się na singiel, bądź przebój. Jest słaby! Moim zdaniem i to nie wynika z sympatii dla basisty, jest piosenka "Wstaję rano..."- tak, to mógłby być przebój! Ale już utw.7 pt."Pończocha z ..."- wspaniała gitarowa ballada w stylu Garry Moora, czy Jeffa Becka..., Ale ska wziął się taki beznadziejny tytuł??? Chętnie zapytałbym autora. I na koniec " Born in Chicago"- nie mam pytań:) Harmonijka Piotra genialna! To tyle. Na poczatek. Zapraszam do dyskusji. Może kogoś z muzyków:) Kto odwazy sie "skrzyżować szpady" i wdać się ze mną w polemikę. Pozdrawiam autorkę bloga i "Krecia Robotę".
OdpowiedzUsuńZbyszek Wyżga
Miłosnik bluesa
Muzyk amator;)
Chciałabym się odnieść tylko do fragmentu komentarza poświęconemu samej recenzji,gdyż nie jestem znawczynią tego typu muzyki. Jeśli chodzi natomiast o formę dziennikarską jestem w stanie wyrazić własną opinię.Otóż często zdarza się,że recenzje bywają w całości pochlebne. Czy to jest zatem ich największa wada? Po przeczytaniu tekstu miałam ochotę po prostu odsłuchać wszystkich utworów i sprawdzić czy autorka tego bloga miała rację. To chyba największy plus tej recenzji.Zainteresowała i skłoniła do własnych odkryć muzyki bluesowej nawet osobę, która nie obcowała z nią wcześniej :)
OdpowiedzUsuń