24 października 2012

Piętnasta audycja-Rawa Blues Festival 2012

Każdy, kto choć trochę interesuję się bluesem zna ten festiwal. Bezsprzecznie można rzec, że Ireneusz Dudek robi dobrą robotę. Co roku do Katowic zjeżdżają się ludzie z całej Polski, by zobaczyć i posłuchać wielkich artystów bluesowych.
Jako ostatni wystąpili Robert Cray i Eric Sardinas & Big Motor.
Robert Cray, czołowy bluesman XXIw., zdobywca 5 nagród Grammy, gość na płycie John`a Lee Hooker`a zagrał w naszym rodzimym spodku. Po Cray`u wystąpili Eric Sardinas & Big Motor. Eric, reprezentant elektrycznego blues-rocka znany ze zdumiewających umiejętności gitarowych, jak i niepowtarzalnego brzmienia.

Oboje artystów są z jednego muzycznego podwórka, jednak wszyscy wiemy, że blues to bardzo obszerny gatunek. Każdy muzyk przyciąga innego rodzaju publiczność, a ta oczekuje, czego innego od muzyki. Eric Sardinas i Robert Cray są doskonałym przykładem na potwierdzenie tej tezy.
Dostrzegalny jest kontrast między pokornym, szczerym Robertem, a żywiołowym i pewnym siebie Sardinas`em. Różnica ta była znacznie widoczna, dzięki małym odstępie czasowym między koncertami.  Były to występy z dwóch bluesowych biegunów. Jeden przepełniony klarowną, poetycką muzyką i drugi, w którym forma przerosła treść.
Cray pozostawiał muzyce dużo przestrzeni, dawał jej czas by wybrzmiała, dotarła do nas, by nas poruszyła, byśmy mogli jej zasmakować.
Sardinas natomiast za wszelką cenę zabawiał publiczność, popisywał się sztuczkami gitarowymi.
Blues Sardinas`a był ogłuszony mocnym, nierównym brzmieniem, przerywany podziękowaniami i ckliwymi historiami. Oczywiście występ Erica robił wrażenie, ale nie jego muzyka. Popisy były głównym bohaterem koncertu, które nie zostawiały miejsca bluesowi.
Eric Sardinas pod koniec koncertu zagrał utwór Robert Johnsona. Grając swoje numery, skacząc, nawołując publiczność do zabawy-pokazał własną konwencję bluesa. Można było odnieść wrażenie jakby bał się, że sama moc muzyki nie wystarczy do poruszenia publiczności. W chwili grania kompozycji Johnsona, wszystkie popisy taneczne czy gitarowe zeszły na dalszy plan. Pozostał tylko on, gitara i jedyne w swoim rodzaju johnsonowe brzmienie. Zero choreografii, jedynym kontaktem artysty z publicznością były płynące z jego strony porażające dźwięki,  których nie zagłuszał komentarzami i wygłupami.
"Hellhound On My Trail" w wykonaniu Erica Sardinas`a
Muzyka Roberta wymaga zminimalizowania jakichkolwiek konwencji występu, aby dać miejsce umiejętnościom gry, które są potrzebne do wykonania jego utworów. Sardinas, grając jego numer w taki sposób, pokazał swoją drugą twarz sceniczną.
Nieświadomie wyeksponował wielką przepaść między magią coveru, a wcześniejszą autorską konwencją bluesa.
Oczywiście, dzięki Ericowi mogliśmy utwierdzić się w przekonaniu, że Robert Johnson bezsprzecznie jest wyjątkowym bluesmanem, którego utwory porażają słuchaczy. Jest to wielki, ciężki blues w prostym wydaniu. Kiedy u innych zdumiewają nas efekty dźwiękowe, perkusje, tak tu wystarczy pojedynczy wokal i gitara Roberta Johnsona.

Rawa Blues Festival jest imprezą, która nie zamyka się na jednokierunkowych artystów, lecz udowadnia, że blues to szeroko pojęty gatunek, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.

2 września 2012

Czternasta audycja- O pewnej Królowej Bluesa

Królowa bluesa, R&B, gospel, soul`u, jazzu, muzyki rozrywkowej lat 50tych i następnych dekad-Etta James, a właściwie Jamesetta Hawkins, była sama w sobie muzyką, która zaraziła wiele pokoleń.
Dziś, na koniec wakacji, chciałabym Wam przedstawić siłę kobiecego wokalu. Siłę kobiecego bluesa:
                                                       
                                                          "It`s a Man`s Man`s World"

Są artyści, wykonawcy. Jedni rodzą się z talentem, a drudzy te umiejętności nabywają. Jednak wrażliwości odbiorcy nie można oszukać. Talentem artysta zdobywa serca publiczności. 
Etta zachwyca nas każdą pojedynczą nutą, którą pieści swoim potężnym wokalem.
                                                      
                                                         "I`ll will take care of you"

Mała Etta, córka 14-letniej Dorothy, podawana z rąk do rąk, trafiła do chóru kościelnego Echos of Eden, gdzie mogła początkowo kształcić swój głos i uczyć się gry na pianinie pod okiem Jamesa Earla Hinesea.
Już wtedy talent małej dziewczynki był zauważalny, występowała publicznie, co z pewnością pomogło jej w dalszych losach kariery. Dwunastoletnia Etta została wysłana do wujka Franka, do San Francisco, gdzie założyła zespół  z koleżankami, dwiema siostrami Jean i Abysinią Mitchell, pod nazwą Creolettes.
Dziewczyny śpiewały jazzowe, znane utwory. Przełomem zapoczątkowującym karierę zespołu było nagranie Roll With Me Henry, będące odpowiedzią na wielki przebój Work with me Annie, śpiewany przez Hanka Ballarda. Dzięki zyskanej popularności przez Roll With Me Henry, dziewczynami zainteresował się Johnny Otis.
Zespół zmienił nazwę na The Peaches, Otis wymyślił Jamesetcie pseudonim sceniczny Etta James. Z pewnością zespół pomógł wybić się Etcie, lecz ta znacznie odstawała od grupy, w związku z tym kontynuowała karierę jako solowa artystka. Posłuchajmy jej następnego wielkiego hitu "Good Rockin Daddy" . Etta, bez wątpienia, jest Damą bluesa, niestety nie uniknęła nieszczęśliwych romansów, ekscesów alkoholowych i narkotykowych. Była z tych wybrednych i chimerycznych artystek, które odwoływały koncerty lub z nich uciekały. Trzeba jej to wszystko wybaczyć, ponieważ jej talent odbił ogromne piętno na muzyce i innych artystach. Etta James to wokalistka o wielu twarzach. Albumy "Life, Love & Blues" i "Matriarch of the Blues" są kwintesencją bluesowego ducha Jamesetty. Utwór "Don`t let my baby ride"  tryska energią i dynamiką, które nie powinny opuszczać bluesa. Soulową twarz pokazała na płycie "Tell Mama", którą nagrała w Alabamie pod okiem Ricka Halla w studiu Muscle Shoals w 1967r. Długotrwałe problemy w życiu Etty odbiły się na jej karierze. Ciszę przerwała w 1988r., wtedy właśnie Etta prawdziwie powróciła! Nagrywała wiele albumów, zaczynając od "Seven Year Itch", "The Right Time", a kończąc na "Love`s Been Rough On Me", czy "The Matriarch of the Blues". Etta wkroczyła z nową siłą w nowe tysiąclecie. Grała ze swoimi synami, starszy na perkusji, a młodszy na basie. Schyłek jej kariery był najbardziej owocny. Niestety w 2011r. wykryto białaczkę, później również postępowała choroba Alzheimera. Dwa miesiące po ukazaniu się jej ostatnie płyty "The Dreamer", w 2012r. Etta James zmarła, dając pokonać się białaczce, miała niecałe 74 lata.
To, czego możemy artystom pozazdrościć to nieśmiertelność ich dzieł. Etta budowała bluesowo-swingowy pomnik przez całe swoje życie, budowała swoją nieśmiertelność.

6 maja 2012

Trzynasta audycja-Recenzja płyty Przytuła & Kruk

Majową audycję poświęcę młodemu fenomenowi polskiej scenie muzycznej.

Przytuła & Kruk to duet dwóch przyjaciół, którzy podzielają miłość do bluesa. Debiutancki album nagrali latem 2010r. Tego samego roku w ankiecie Blues Top, czytelnicy Twojego Bluesa wyróżnili ich nagrodą "Odkrycie roku".
"Lekkość" to chyba odpowiednie określenie klimatu, jaki panuje na tej płycie. Młodzieńcza swoboda i w pewnym sensie zabawa, uatrakcyjniają tę muzykę, która sama w sobie jest bardzo dojrzała jak na wiek obydwu wykonawców.

Utwór "Greyhound" z wielkim impetem rozpoczyna album. Rześka rytmika efektownie wprowadza nas w muzykę Przytuły & Kruka.
Tych dwóch artystów dodaje świeżości na polską, bluesową scenę. Warsztat wokalny jak i instrumentalny jest do pozazdroszczenia, tym bardziej biorąc pod uwagę krótki staż. Już się cieszę na myśl, co mogą nam zaprezentować za kilkanaście lat.
Płyta posiada 14 utworów w tym 4 covery i 2 piosenki nazwane "10% gratis".
W drugim utworze "Don`t go wastin` my time" oprócz Bartosza Przytuły, swojego wokalu użycza Łukasz Wiśniewski, który dodatkowo uraczył nas swoją grą na harmonijce. Na płycie pojawia się jako gość również Andrzej Serafin, który urozmaica ten album przeróżnymi, oryginalnymi instrumentami(cajon, kij deszczowy, koncovka, darbuka). Najbardziej do gustu przypadła mi interpretacja piosenki Toma Waitsa "Ice Cream Man". Jak na dobry cover przystało, nadali temu utworowi pewną ciężkość i moc. Z całym szacunkiem do osoby Toma Waitsa, piosenka zyskała wiele po tej "metamorfozie". Bluesowe rytmy duetu otulają arcydzieło Toma.
Natomiast w coverze piosenki Roberta Johnsona "Me and the devil" pozostawili wiele robertowych cech, można go rozpoznać już w pierwszych sekundach, dzięki czemu widoczny jest na płycie akcent tego, jakże tajemniczego muzyka.
Debiutancki album Przytuła & Kruk to połączenie młodzieńczej energii i dojrzałego kunsztu muzycznego.
W ich muzyce przeważa jakość gry, a nie ilość instrumentów, atmosfera korzennego bluesa, a nie zbędne efekty pseudo-dźwiękowe. Jest to jednym słowem blues prosto z Delty Missisipi z wczesnego XX w.
Przytuła, wokalny potomek Joe`a Louisa Hookera, obdarzony jest głębokim, mocnym, lekko zachrypniętym głosem, Kruk efektownymi umiejętnościami gry na banjo i  gitarze akustycznej. Ten silny i barwny duet jest naszą, zdecydowanie najlepszą wizytówką na bluesowej, międzynarodowej arenie.
Wyobrażam sobie, jak w przyszłości pokazuję tę płytę z wielką dumą  swoim wnukom, opowiadając im jak wyglądał blues w Polsce "za moich czasów". W dobie elektroniki i plastikowego kiczu, taka czysta, akustyczna muzyka daje nadzieje na uratowanie naszego pokolenia przed sztucznym i nieprawdziwym wytworem dzisiejszych czasów.

1 kwietnia 2012

Dwunasta audycja-Blues(cz.II)

Marcową audycję zacznę od dwóch osobowości bluesowych, które spotkały się pewnego, grudniowego dnia ...
Mamy rok 1983, Albert King jest szanowanym bluesmanem, Stevie Ray Vaughan, młodym, początkującym, mającym na koncie jeden debiutancki album muzykiem, któremu nie brak talentu.
 Te dwie postacie, które łączy umiejętność tworzenia bluesowych arcydzieł, wspólnie wystąpiły na nagraniu programu telewizyjnego "In Session".
Owocem tego spotkania jest bogaty w ekspresyjną muzykę album o tej samej nazwie.
Na płycie zawarte jest 11 utworów, w tym większość to kompozycje Alberta Kinga. Słuchając tego nagrania, możemy obcować z pełną dynamiki muzyką .
Wersja DVD umożliwia nam zaobserwowanie hierarchii między artystami. Obaj są genialnymi muzykami, ale różnica wieku w tym fachu jest jednak ważna.
Szacunek jaki darzy Ray Alberta jest widoczny od pierwszych minut nagrania. Wyraźnie widać zachwyt również starszego mistrza nad młodym, gitarowym geniuszem.
Niewątpliwie, doskonałe porozumienie artystów świadczy o profesjonalizmie obu panów.
Materiał wypełniony jest po brzegi pierwszorzędnym bluesem, który zadziwia swoim tempem i rytmiką. Jest to spotkanie dwóch pokoleń bluesa, legendy i przyszłej legendy blues rocka. Polecam wszystkim, a w szczególności miłośnikom bluesa, choć ci pewnie już dawno obcowali z tym nagraniem.


Robert Johnson, jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci bluesa. Umarł w niewyjaśnionych okolicznościach, najprawdopodobniej został otruty. Pozostawił po sobie zaledwie 29 piosenek, oczywiście krąży legenda co do zaginionego trzydziestego nagrania. Oprócz legend co do utworów, krążą te o śmierci, o jego talencie, który kupił, zaprzedając swą duszę diabłu. 
Posłuchajmy jednego z utworów tego właśnie tajemniczego artysty "Phonograph Blues"
"The Complete Collection"-to wydanie, zawierające 2 płyty CD, mające łącznie 41 piosenek(niektóre utwory podzielone są na dwie części)
Muzyka Roberta Johnsona jest bluesem w czystej postaci, nie usłyszymy saksofonów, fortepianów, perkusji. Jest tylko gitara i szorstki wokal Roberta. Nie ujmując artyście, mogłabym rzec, że jest to podstawa bluesa. Nie mówię tu o prostocie w negatywnym tego słowa znaczeniu, lecz o fundamencie, na którym późniejsi artyści tworzyli bluesa.
Mamy tu do czynienia z niełatwym do odbioru bluesem. Ja osobiście od razu połknęłam haczyk Roberta, lecz np. Eric Clapton w jednym z wywiadów mówi: "Pierwszy raz usłyszałem Johnsona, kiedy miałem piętnaście lub szesnaście lat. Najpierw słuchałem Chucka Berry`ego, potem coraz bardziej zagłębiałem się w historię bluesa, aż doszedłem do Johnsona. Nie od razu spodobała mi się jego muzyka, musiałem się z nią oswajać. Było to bardzo mocne, wręcz porażające brzmienie. Minęło trochę czasu, zanim do niego dojrzałem."
Technika gry Roberta na gitarze jest bardzo specyficzna. Wykorzystywał tzw techniki bottleneck i flażoletu. Johnson nagrywał utwory siedząc przodem do ściany w ten sposób można było uzyskać lepszą akustykę. Dźwięk gitary odbijał się od ściany i w ten sposób gitarzysta uzyskiwał głośniejszy dźwięk. Robert Johnson uzyskiwał brzmienie dwóch gitar, grając na jednej. Keith Richards: "Robert Johnson was like an orchestra all by himself." . Był nie tylko gitarowym geniuszem, ale nieprzeciętnym wokalistą o fenomenalnej barwie głosu.