1 kwietnia 2012

Dwunasta audycja-Blues(cz.II)

Marcową audycję zacznę od dwóch osobowości bluesowych, które spotkały się pewnego, grudniowego dnia ...
Mamy rok 1983, Albert King jest szanowanym bluesmanem, Stevie Ray Vaughan, młodym, początkującym, mającym na koncie jeden debiutancki album muzykiem, któremu nie brak talentu.
 Te dwie postacie, które łączy umiejętność tworzenia bluesowych arcydzieł, wspólnie wystąpiły na nagraniu programu telewizyjnego "In Session".
Owocem tego spotkania jest bogaty w ekspresyjną muzykę album o tej samej nazwie.
Na płycie zawarte jest 11 utworów, w tym większość to kompozycje Alberta Kinga. Słuchając tego nagrania, możemy obcować z pełną dynamiki muzyką .
Wersja DVD umożliwia nam zaobserwowanie hierarchii między artystami. Obaj są genialnymi muzykami, ale różnica wieku w tym fachu jest jednak ważna.
Szacunek jaki darzy Ray Alberta jest widoczny od pierwszych minut nagrania. Wyraźnie widać zachwyt również starszego mistrza nad młodym, gitarowym geniuszem.
Niewątpliwie, doskonałe porozumienie artystów świadczy o profesjonalizmie obu panów.
Materiał wypełniony jest po brzegi pierwszorzędnym bluesem, który zadziwia swoim tempem i rytmiką. Jest to spotkanie dwóch pokoleń bluesa, legendy i przyszłej legendy blues rocka. Polecam wszystkim, a w szczególności miłośnikom bluesa, choć ci pewnie już dawno obcowali z tym nagraniem.


Robert Johnson, jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci bluesa. Umarł w niewyjaśnionych okolicznościach, najprawdopodobniej został otruty. Pozostawił po sobie zaledwie 29 piosenek, oczywiście krąży legenda co do zaginionego trzydziestego nagrania. Oprócz legend co do utworów, krążą te o śmierci, o jego talencie, który kupił, zaprzedając swą duszę diabłu. 
Posłuchajmy jednego z utworów tego właśnie tajemniczego artysty "Phonograph Blues"
"The Complete Collection"-to wydanie, zawierające 2 płyty CD, mające łącznie 41 piosenek(niektóre utwory podzielone są na dwie części)
Muzyka Roberta Johnsona jest bluesem w czystej postaci, nie usłyszymy saksofonów, fortepianów, perkusji. Jest tylko gitara i szorstki wokal Roberta. Nie ujmując artyście, mogłabym rzec, że jest to podstawa bluesa. Nie mówię tu o prostocie w negatywnym tego słowa znaczeniu, lecz o fundamencie, na którym późniejsi artyści tworzyli bluesa.
Mamy tu do czynienia z niełatwym do odbioru bluesem. Ja osobiście od razu połknęłam haczyk Roberta, lecz np. Eric Clapton w jednym z wywiadów mówi: "Pierwszy raz usłyszałem Johnsona, kiedy miałem piętnaście lub szesnaście lat. Najpierw słuchałem Chucka Berry`ego, potem coraz bardziej zagłębiałem się w historię bluesa, aż doszedłem do Johnsona. Nie od razu spodobała mi się jego muzyka, musiałem się z nią oswajać. Było to bardzo mocne, wręcz porażające brzmienie. Minęło trochę czasu, zanim do niego dojrzałem."
Technika gry Roberta na gitarze jest bardzo specyficzna. Wykorzystywał tzw techniki bottleneck i flażoletu. Johnson nagrywał utwory siedząc przodem do ściany w ten sposób można było uzyskać lepszą akustykę. Dźwięk gitary odbijał się od ściany i w ten sposób gitarzysta uzyskiwał głośniejszy dźwięk. Robert Johnson uzyskiwał brzmienie dwóch gitar, grając na jednej. Keith Richards: "Robert Johnson was like an orchestra all by himself." . Był nie tylko gitarowym geniuszem, ale nieprzeciętnym wokalistą o fenomenalnej barwie głosu.