Jako ostatni wystąpili Robert Cray i Eric Sardinas & Big Motor.
Robert Cray, czołowy bluesman XXIw., zdobywca 5 nagród Grammy, gość na płycie John`a Lee Hooker`a zagrał w naszym rodzimym spodku. Po Cray`u wystąpili Eric Sardinas & Big Motor. Eric, reprezentant elektrycznego blues-rocka znany ze zdumiewających umiejętności gitarowych, jak i niepowtarzalnego brzmienia.
Oboje artystów są z jednego muzycznego podwórka, jednak wszyscy wiemy, że blues to bardzo obszerny gatunek. Każdy muzyk przyciąga innego rodzaju publiczność, a ta oczekuje, czego innego od muzyki. Eric Sardinas i Robert Cray są doskonałym przykładem na potwierdzenie tej tezy.
Dostrzegalny jest kontrast między pokornym, szczerym Robertem, a żywiołowym i pewnym siebie Sardinas`em. Różnica ta była znacznie widoczna, dzięki małym odstępie czasowym między koncertami. Były to występy z dwóch bluesowych biegunów. Jeden przepełniony klarowną, poetycką muzyką i drugi, w którym forma przerosła treść.
Cray pozostawiał muzyce dużo przestrzeni, dawał jej czas by wybrzmiała, dotarła do nas, by nas poruszyła, byśmy mogli jej zasmakować.
Blues Sardinas`a był ogłuszony mocnym, nierównym brzmieniem, przerywany podziękowaniami i ckliwymi historiami. Oczywiście występ Erica robił wrażenie, ale nie jego muzyka. Popisy były głównym bohaterem koncertu, które nie zostawiały miejsca bluesowi.
Eric Sardinas pod koniec koncertu zagrał utwór Robert Johnsona. Grając swoje numery, skacząc, nawołując publiczność do zabawy-pokazał własną konwencję bluesa. Można było odnieść wrażenie jakby bał się, że sama moc muzyki nie wystarczy do poruszenia publiczności. W chwili grania kompozycji Johnsona, wszystkie popisy taneczne czy gitarowe zeszły na dalszy plan. Pozostał tylko on, gitara i jedyne w swoim rodzaju johnsonowe brzmienie. Zero choreografii, jedynym kontaktem artysty z publicznością były płynące z jego strony porażające dźwięki, których nie zagłuszał komentarzami i wygłupami.
"Hellhound On My Trail" w wykonaniu Erica Sardinas`a
Muzyka Roberta wymaga zminimalizowania jakichkolwiek konwencji występu, aby dać miejsce umiejętnościom gry, które są potrzebne do wykonania jego utworów. Sardinas, grając jego numer w taki sposób, pokazał swoją drugą twarz sceniczną.
Nieświadomie wyeksponował wielką przepaść między magią coveru, a wcześniejszą autorską konwencją bluesa.
Oczywiście, dzięki Ericowi mogliśmy utwierdzić się w przekonaniu, że Robert Johnson bezsprzecznie jest wyjątkowym bluesmanem, którego utwory porażają słuchaczy. Jest to wielki, ciężki blues w prostym wydaniu. Kiedy u innych zdumiewają nas efekty dźwiękowe, perkusje, tak tu wystarczy pojedynczy wokal i gitara Roberta Johnsona.
Rawa Blues Festival jest imprezą, która nie zamyka się na jednokierunkowych artystów, lecz udowadnia, że blues to szeroko pojęty gatunek, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.